Alex's POV
Otworzyłam niechętnie swoje oczy, pod którymi nadal krążył sen zeszłej nocy. Wolną ręką starałam się wyczuć Justina leżącego, bądź śpiącego wciąż obok mnie, ale nie było nikogo. Błądziłam swoją dłonią po omacku, napotkawszy jedynie puste miejsce.
Zakryłam górę swojego
ciała kołdrą, po czym rozejrzałam się po pokoju, chcąc dowiedzieć się czy
Justin nadal tu przebywa. Kiedy nie odpowiedział na moje wołanie, doszłam do
wniosku, że nie ma go w moim pobliżu.
Zmrużyłam oczy, nie
wiedząc dokąd mógłby wyjść. Spojrzałam na zegarek stojący po lewej stronie
łóżka od mojej strony. Czerwone, laserowe cyferki wskazywały 10:01. Cóż,
chociaż mogę powiedzieć, że w jakimś stopniu jestem wyspana.
Kątem oka zauważyłam, że
w miejscu, gdzie Justin zawsze wiesza kurtkę, także jest wolne miejsce. Oznacza
to więc, że nie ma go nawet w domu. Starałam sobie przypomnieć czy wczorajszego
wieczoru wspominał o tym, że ma coś do załatwienia z rana, ale nic takiego nie
miało miejsca.
Wygramoliłam się z
łóżka, ciągnąc za sobą kołdrę, którą zgubiłam przed drzwiami łazienki.
Odkręciłam kran, po czym oblałam swoją twarz zimną wodą, chcąc wybudzić się
całkowicie. Justin musiał wyjść niedługo przed tym jak wstałam, wciąż mogłam
wyczuć zapach jego perfum unoszący się w pomieszczeniu.
Kiedy skończyłam już
swoją poranną toaletę, zdecydowałam nie pokazywać się na dole w piżamie i
założyć jakieś ciuchy. Czy mam coś odpowiedniego na dzisiejszy dzień? 24
grudnia to z jeden z nielicznych dni w przeciągu roku, który jest w stanie
wywołać uśmiech na mojej twarzy.
Ukucnęłam przed walizką,
z której nie miałam czasu (a raczej nie chciało mi się) wypakować swoich
rzeczy, odkąd Justin odebrał mnie ze stacji mówiąc, że nie miał na myśli tego,
co powiedział i te wszystkie sprawy.
Westchnęłam, kiedy
zdałam sobie sprawę, że nie mam faktycznie zbyt wielkiego wyboru co do mojego
stroju na dzisiaj. Po dłuższym namyśle postawiłam na czarne spodnie wpołączeniu z jasnym sweterkiem z czarnymi wstawkami na łokciach, o którego istnieniu zapomniałam przez cały
pobyt tutaj.
Wstałam ze swoich kolan,
kiedy wybrałam ubrania, po czym na nowo weszłam do łazienki w celu przebrania
się. Umyłam swoje zęby, a włosy związałam w wysoką kitkę, przez co moje włosy
śmiesznie latały na boki, kiedy szłam tanecznym krokiem wzdłuż pokoju.
Otworzyłam cicho drzwi
od sypialni, wychylając jedynie głowę, aby sprawdzić czy ktokolwiek jest domu.
Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech, kiedy usłyszałam na dole
krzątającego się Fredo, który starał się śpiewać piosenkę, która akurat leciała
w radio. Znałam ją doskonale.
I got a pocket, got
pucket of sunshine
I got a love and I know that it's all mine, oh ooh, oh
Do what you want, but you're never gonna break me
Sticks and stones are
never gonna shake me, oh ooh oh
Take me away
A secret place
A sweet escape
Take me away
Take me away
To better days
Take me away
A hiding place*
Zaśmiałam się na
zdolności wokalne chłopaka i z większym uśmiechem niż chwilę wcześniej,
postanowiłam zejść i sprawdzić co robi, oprócz śpiewania na cały dom.
- Wow, myślałam, że w
taki dzień jak dzisiaj to jednak puszczą jakieś świąteczny piosenki - Zaśmiałam
się, a chłopak lekko podskoczył.
- Alex, do cholery! -
Wrzasnął, łapiąc się za serce. - Chcesz żebym zszedł na zawał w Wigilię?
Przewróciłam oczami.
- Gdzie Justin? -
Zignorowałam jego pytanie, po czym chwyciłam jabłko leżące na blacie w stercie
innych rzeczy. - Widzę, że ktoś był na zakupach.
- Justin pojawia się
dzisiaj w tym domu i znika - Zaśmiał się, po czym tak samo jak ja chwycił
jabłko, uprzednio wycierając je końcem swojego podkoszulka.
- Świąteczne zakupy? -
Jęknęłam z przyjemności, kiedy ugryzłam soczysty owoc. Od zawsze je
uwielbiałam, tak samo jak truskawki.
- Lepiej późno niż
wcale, nie? - Uniósł brew, po czym pokierował się w stronę salonu, więc
zrobiłam to samo. - Czegoś brakuje mi w tej choince.
Ustałam obok niego i
zaczęłam ilustrować świąteczne drzewko. Nie było ono duże, ale mimo wszystko ja
i Fredo mieliśmy poprzedniego dnia problem z zawieszeniem gwiazdy na jego
czubku.
- Według mnie wygląda
dobrze - Mruknęłam, biorąc kolejnego gryza.
- Jesz jak świnia -
Zaśmiał się, po czym tak samo jak ja ugryzł owoc.
- I kto to mówi -
Szturchnęłam jego ramię, kiedy w tym samym czasie otworzyły się drzwi,
ukazujące Justina z pełnymi torbami zakupów.
W dalszym ciągu
zastanawiałam się skąd bierze pieniądze na to wszystko, ale nie miałam odwagi
spytać. Wiem jaka byłaby jego odpowiedź, kazałby mi nie interesować się jego
sprawami, a ja jedynie poczułabym się urażona. Ale teraz powinno być inaczej.
Nadal miałam pewne
wątpliwości co do tego czy faktycznie mnie kochał, czy nie. Gdybym z niego tego
nie wyciągnęła, prawdopodobnie nigdy by mi tego nie powiedział. W sumie pewnie
gdybym pierwsza nie przyznała się do swoich uczuć, on zapewne nadal nie
pokrzepiłby się, aby wyznać mi to jako pierwszy.
- Dzień dobry, Alex -
Uśmiechnął się, kiedy poszedł do kuchni zanieść zakupy. - Dawno wstałaś?
- Parę minut temu -
Mruknęłam. - Czemu mnie nie obudziłeś?
- A po co miałaś wstawać
tak rano? - Odetchnął, po czym zaczął wypakowywać torby.
- Mogłabym ci na
przykład pomóc - Wskazałam brodą na siatki. - Nie musiałbyś tyle dźwigać.
- Daj spokój - Zaśmiał
się. - Po drugie czuję się pewniej, kiedy jesteś całe dnie w domu.
- To mnie zaczyna
cholernie nudzić - Przewróciłam oczami, podchodząc bliżej niego. - Rozumiem
spędzić w nim dzień, ale nie trzy dni pod rząd. Głowa zaczyna mnie boleć.
- To otwórz okno -
Zażartował, a ja jedynie przewróciłam oczami. - Nie masz co narzekać, na dworze
jest zajebiście zimno, na twoim miejscu wolałbym posiedzieć w domu.
- Możemy się zamienić -
Mruknęłam, nalewając sobie szklankę soku pomarańczowego.
- Co cię dzisiaj
ugryzło? - Spytał, opierając dłonie na swoich biodrach. - Nic ci nie pasuje.
- Zdaje ci się -
Przyjęłam łagodniejszy wyraz twarzy. - To źle, że chciałam ci pomóc?
- Nie - Podszedł bliżej
i objął mnie ramionami. - Ale z twoją posturą wątpię, abyś była w stanie mi
pomóc.
- Jesteś głupi, wiesz? -
Szturchnęłam go, a on jedynie uśmiechnął się.
- Mimo wszystko wczoraj
powiedziałaś, że kochasz tego głupka.
- Wiem - Uśmiechnęłam
się, na co chłopak puścił mi oczko.
Podparłam się dłońmi o
blat, po czym lekko podskoczyłam i usiadłam na chłodnej powierzchni. Z udawanym
zainteresowaniem przyglądałam się temu, jak Justin po kolei wypakowuje zakupy.
- Masz zamiar się
jedynie na mnie gapić? - Spytał, gdy w tym samym czasie otwierał lodówkę.
- Nie chciałeś mojej
pomocy - Wzruszyłam ramionami, machając przy tym samym nogami tak, że moje
pięty odbijały się o szafkę.
Justin pokręcił głową,
po czym wypakował ostatnie już rzeczy i skupił całą uwagę na mnie. Uśmiechnęłam
się do niego, kiedy położył dłonie po bokach moich ud, a swoje oczy wlepił we
mnie.
- Jest mi trochę głupio,
Justin - Zaczęłam, na co zmarszczył brwi. - Nie mam dla ciebie ani Fredo
żadnego prezentu.
- Nie pamiętasz? -
Uniósł mój podbródek, aby złożyć na moich ustach pocałunek.
- Nie - odpowiedziałam
szczerze.
- Ty jesteś moim
prezentem, twój powrót do mnie był najlepszym prezentem jaki kiedykolwiek
mogłem dostać. Kocham cię, a ty kochasz mnie. Czego mam chcieć więcej?
- Jesteś takim
beznadziejnym romantykiem - Zaśmiałam się, przyciągając go za koszulkę bliżej
siebie. - Ale to nie zmienia faktu, że czuję się niezręcznie.
- A ty? - Powiedział,
kładąc dłonie na moich udach.
- Co ja? - Spytałam.
- Jest coś, co
chciałabyś ode mnie dostać na te święta? - Uśmiechnął się. - Oczywiście nie
licząc tego, co kupiłem dla ciebie już jakiś czas temu.
Rozszerzyłam swoje usta
czując jeszcze większe uczucie wstydu, że on ma coś dla mnie, a ja nie mam dla
niego nic. Z drugiej strony nie miałam nawet okazji, aby mu coś kupić. Nie
pozwala wychodzić mi z domu, a do tego nie mam żadnych oszczędności, a upominek
za jego pieniądze nie byłby prezentem. - Justin - Westchnęłam.
- Nie chcę od ciebie jakiegokolwiek prezentu. Nie zasłużyłam, a po drugie nie
chcę żebyś wydawał na mnie swoje pieniądze.
- A ja zasłużyłem? -
Zachichotał. - Możesz nie chcieć, ale i tak to dostaniesz. Pytam tylko czy jest
coś, o co chcesz poprosić mnie osobiście.
Przygryzłam wargę, kiedy
wpadłam na pomysł.
- Właściwie to chciałabym
cię o coś poprosić.
- Słucham? - Powiedział,
nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Chcę zadzwonić do
mamy.
Justin wypuścił głośno
powietrze, po czym zabrał ze mnie swoje dłonie, umieszczając je na swoim karku,
krążąc po kuchni. Widziałam po nim, że dużo kosztuje go odpowiedź.
- Jest coś o czym muszę
ci powiedzieć - Odezwał się po chwili, unikając kontaktu z moimi oczami.
- Po twoim zachowaniu
wnioskuję, że nic miłego dla mnie, mam rację? - Mruknęłam, zsuwając się z blatu
i oplatając swoje ramiona.
- Niekoniecznie -
Uśmiechnął się blado, na co posłałam mu pytające spojrzenie. - Byłem wczoraj na
cmentarzu.
- I to jest ta
wiadomość? - Pokręciłam głową, na co przewrócił oczami.
- Nie, kurwa - Warknął.
- Czemu ty mi nigdy nie dasz dokończyć tylko ucinasz w połowie zdania?
- Przepraszam - Uniosłam
ręce w geście obronnym. - Kontynuuj.
- Ale musisz mi obiecać,
że nie będziesz zła czy coś w tym stylu - Mruknął, posyłając m niepewne
spojrzenie.
- Nie mogę ci tego
obiecać. Po prostu to powiedz, Justin.
Westchnął, po czym w
końcu skierował swoją całą uwagę na mnie. Podszedł i ujął moją twarz w dłonie,
po czym kciukiem potarł po moim policzku.
- Kocham cię, Russo -
Mruknął, zbliżając się do mnie. - I naprawdę nie chcę, abyś mnie kiedykolwiek
zostawiła.
- Skoro już zacząłeś, to
kontynuuj - Powiedziałam oschle, na co zmrużył delikatnie oczy. - Spotkałeś się
z Paulą?
- Co? - Zaśmiał się. -
Nie. Skąd ten idiotyczny pomysł?
- Nic innego nie
przychodzi mi na myśl.
- Ona nie ma z tym nic
wspólnego - Westchnął.
- Więc wyduś to z
siebie.
- Widziałem się tam z
twoją mamą.
Przysięgam, że w tym
momencie poczułam jak moja szczęka opada, a oczy wytrzeszczają się do granic
możliwości.
- Żartujesz sobie teraz
ze mnie, prawda? - Mój oddech stał się nierówny i nie wiem czy to z nerwów czy
z nadmiaru emocji. - Moja mama była w Stratford? Po co?
- Była z moim tatą -
Splunął, jak gdyby nie chciał wchodzić na temat swojego ojca. - Nie wiedziałem
nawet, że tam będą. Zaskoczyli mnie, poważnie. A potem ta cała chora
sytuacja...
- Jaka chora sytuacja? -
Przerwałam mu, czując zaciekawienie.
- Twój brat jest
strasznie do ciebie podobny - Zmienił temat, powodując u mnie przewrócenie
oczami. - Tommy się nazywa, mam rację?
- Tak, Justin. Mój brat
nazywa się Tommy, ale nadal nie wiem o jaką chorą sytuację ci chodzi.
- Tak jak mówiłem. Byłem
u babci i miałem się zbierać, kiedy usłyszałem kroki i zobaczyłem go z twoją
mamą i bratem. Wiesz jak się zachował? - Prychnął, po czym kontynuował. - Kazał
mi odejść od Tommy'ego, gdy do niego podszedłem, potem nazwał mnie swoją
życiową pomyłką, a ja go nawet nie obraziłem w żaden sposób.
- M-moja mama coś
mówiła? - Jęknęłam, czując suchość w gardle na samą świadomość, że moja rodzina
była w Stratford zupełnie nieświadoma tego, że jestem tu i ja.
- Nie, ona nie odezwała
się nawet słowem. Chyba nawet nie wiedziała, że jestem synek jej męża.
Stałam z otwartą buzią
nie wiedząc co mam mu powiedzieć. Moja mama i brat byli niedaleko mnie, a ja
nie miałam żadnej szansy na spotkanie ich. Poczułam dziwnie ukłucie w sercu,
kiedy na nowo przypomniało mi się, że spędzę tegoroczne święta z dala od
najbliższych.
- Przykro mi z powodu
twojego taty - Uśmiechnęłam się lekko, chcąc, aby wiedział, że jestem tu dla
niego i będę go wspierać mimo wszystko. - Powinnam być na ciebie wściekła, że
odciąłeś mnie od rodziny, ale nie potrafię, przepraszam - Mruknęłam w jego
ramię, kiedy zamknął mnie w uścisku. Poczułam jak jego ciepła dłoń masuje moje
plecy, wysyłając tym samym przyjemne uczucie wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Jesteś najlepsza,
mówił ci to ktoś? - Wychrypiał w kierunku mojego ucha, powodując u mnie
dreszcze.
- Jesteś pierwszym -
Zaśmiałam się, zakładając kosmyk włosów za swoje ucho. - Więc... mogłabym
zadzwonić?
- Wiesz ile mnie to
kosztuje - Mruknął, czując niepewność. - Znowu będę musiał zmienić numer
telefonu.
- Chcesz mnie
uszczęśliwić, czyż nie? - Posłałam mu jeden z najszczerszych uśmiechów. - Wiem,
że chcesz.
Przybliżyłam się do
niego, po czym ustałam na swoje palce, aby być z nim na jednej wysokości i
złożyłam krótki pocałunek na jego ustach.
- Mmm - Jęknął, kiedy
oderwaliśmy się od siebie. - Wiesz jak mnie podejść.
Przybiłam swoje w
myślach piątkę, kiedy Justin zastrzegł swój numer i wręczył mi swoją komórkę.
- Pamiętaj - Uprzedził
mnie. - Rozmowa trwa maksymalnie trzydzieści sekund, nie mówisz gdzie jesteś,
tylko informujesz, że wszystko z tobą dobrze.
- Nie robię tego
pierwszy raz - Opowiedziałam oschle, wystukując numer na telefon domowy.
Justin ustał zaraz obok
mnie, nerwowo obgryzając skórki przy swoich paznokciach. Posłałam mu spojrzenie
mówiące, że to obrzydliwe, a on jedynie wzruszył ramionami. Przewróciłam oczami
na jego dziecinne zachowanie, po czym przyłożyłam telefon do ucha, oczekując
krótkiej rozmowy ze swoją rodzicielką.
- Słucham? - Odezwał się
głos mojej matki po drugiej stronie, powodując przyspieszenie mojego serca.
- Mamo! - Powiedziałam
zbyt głośno, na co Justin spojrzał na mnie złowrogo. Wystawiłam język w jego
stronę, kontynuując rozmowę. - Mamo, cześć!
- Alex? - Głos mojej
matki był niepewny. - Alex córeczko, czy to ty?
- Tak mamo -
Odpowiedziałam entuzjastycznie. - Dzwonię tylko powiedzieć, że wszytko ze mną
dobrze i żebyś się nie martwiła. Jestem cała i zdrowa, naprawdę nic mi nie
jest. Ucałuj ode mnie Tommy'ego i wesołych świąt!
- Boże skarbie, gdzie ty
jesteś? - Jej głos załamał się, powodując u mnie dziwne uczucie. - Alex, czy ja
cię kiedykolwiek zobaczę?
- Tak mamo, na pewno
jeszcze kiedyś się zobaczymy. Teraz niech zostanie jak jest. Pamiętaj, że mam
się dobrze i nie musisz się o mnie martwić. Kocham cię, cześć!
Nacisnęłam czerwoną
słuchawkę na telefonie chłopaka i oddałam mu jego własność. Spojrzał na mnie
wzrokiem, z którego nic nie byłam w stanie wyczytać, po czym wyjął kartę ze
swojej komórki i przełamał ją na pół.
- Przez ciebie
zbankrutuję na tych kartach - Powiedział dość dziwnym tonem głosu.
- Jestem pewna, że ta
głupia karta kosztuje cię mniej niż mnie kosztują święta bez rodziny -
Odpowiedziałam podobnym tonem do niego, po czym wyminęłam go, kierując się na
górę.
- Jesteś taka dziecinna
- Mruknął, kiedy złapał za mój nadgarstek przez co odwróciłam się. - Musisz się
o wszystko obrażać jak pięcioletnie dziecko?
- Twój głupi żart był
nie na miejscu, a ty dobrze o tym wiesz. Na pewno zdajesz sobie sprawę z tego
jak ciężko jest mi chodzić z przyklejonym uśmiechem do twarzy, kiedy od środka
wszystko mnie wykańcza, bo jestem z dala od swojej rodziny!
- Ja też jestem od niej
kurwa z daleka! - Krzyknął, przez co wzdrygnęłam się lekko. - Ja jej nawet nie
mam! Mój ojciec nie przyznaje się do mnie, moja matka wyrzuciła mnie z domu, a
kobieta, która wychowywała mnie przez tyle lat i dawała dach nad głową leży od
roku pod ziemią. Myślisz, że mi jest w tym wszystkim łatwo? Postaw się na moim
miejscu, Alex.
- Dobrze, przepraszam! -
Wyrzuciłam ręce w powietrze. - Ale to nie jest z mojej winy, a moja rozłąka z
rodziną jest jednak przez ciebie! Widzisz jakąkolwiek różnicę?
- Nie możesz się kurwa
zamknąć chociaż na chwilę? - Jego głos wydawał się być coraz bardziej
zdenerwowany.
- Bo co? Uniesiesz na
mnie rękę jak kiedyś? - Prychnęłam, na co zacisnął zęby. - Tak też myślałam.
Nie czekając na
jakąkolwiek odpowiedź z jego strony, ruszyłam przed siebie czując jego wzrok na
sobie. Weszłam do pokoju trzaskając za sobą drzwiami tylko po to, aby za chwilę
ustał w nich Justin.
- Czy możesz dać mi
chociaż chwilę spokoju? - Spytałam z ironią w głosie. - Jesteś dzisiaj jakiś
popieprzony, brzydzę się tobą.
- Udawałaś miłą tylko po
to, aby zadzwonić do swojej matki, huh? - Na jego ustach pojawił się niepewny
uśmiech. - Teraz kiedy ci ulżyło możesz traktować mnie jak szmatę, mam rację?
Nie, Justin, nie masz! -
Warknęłam. - Dobrze wiesz jakie są moje uczucia względem ciebie, więc nie
staraj się wejść mi na ambicję. Po prostu zachowujesz się jak jakiś dupek
dzisiaj, a to strasznie męczące.
- Dobrze, może i masz rację. Przepraszam, nie powinien tak na ciebie naskakiwać o byle gówno. Chodź tutaj - Powiedział szczerze, wystawiając ręce w moim kierunku.
Westchnęłam dość głośno, na co zaśmiał się lekko, ale mimo wszystko zbliżyłam się do niego, chcąc owinąć swoje ramiona wokół jego tułowia.
- Przepraszam raz jeszcze - Wychrypiał w moje włosy. - Za wszystko co się dzisiaj niemiłego zdarzyło. Przepraszam.
- Już dobrze - Uśmiechnęłam się blado. - Przywykłam co do twojej bipolarności.
***
Dochodziła godzina osiemnasta, co oznaczało, że mamy parę minut zanim zacznie się oficjalnie Wigilia. Obecnie byłam sama w domu z Justinem, Fredo wszedł jakiś czasu temu do pokoju Justina oznajmiając, że ma sprawę niecierpiącą zwłoki do załatwienia na mieście i musi wyjść. Spytałam go czy to coś poważnego, na co posłał mi swój szczery uśmiech i kazał się nie martwić. Tak też zrobiłam. Po naszej dzisiejszej małej kłótni, szatyn i ja postanowiliśmy resztę dnia spędzić w jak najmilszy sposób. Zła strona Justina odeszła chwilowo w niepamięć i skłamałabym mówić, że nie jest teraz mi lepiej. Zdecydowanie wolę go jako miłego chłopaka, który czasami wydaje się być zbyt banalnie romantyczny niż takiego, który unosi głos i nigdy nie wiesz do czego jest w stanie się posunąć. Fakt faktem, od dłuższego czasu Justin panował nad swoimi emocjami, nie licząc krzyków jak dzisiejszego dnia. Wolałam jego podniesiony ton niż ręce na swoim ciele. Kropka.
- Alex - Justin wyrwał mnie z mojego pół-snu. - Kiedy ty masz urodziny?
Leżeliśmy na jego łóżku, kiedy chłopak podparł się na swoim łokciu i spojrzał na mnie wyczekująco. - Mam na myśli to, że powinnaś skończyć osiemnaste urodziny, a jest prawie koniec grudnia, więc?
- Miałam już urodziny - Odpowiedziałam szczerze. Justin zmrużył oczy.
- Co? - Jego głos był zdziwiony. - Kiedy je niby miałaś?
- W październiku, dokładniej ósmego. A czemu się to obchodzi?
- Miałaś urodziny ponad dwa miesiące temu, a nawet mi o tym nie powiedziałaś? - Podniósł się i usiadł na krańcu łóżka, więc zrobiłam to samo, jedynie, że ja siedziałam po turecku, a jego nogi zwisały błogo z łóżka.
- Wiesz... - Zaczęłam, ściskając usta w cienką linię. - Nie żyliśmy wtedy ze sobą w zbyt dobrych stosunkach, więc uznałam to za zbędne.
- Olałaś swoje osiemnaste urodziny? Serio? - Westchnął, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Jak mogłaś?
-Nie jestem już małym dzieckiem, nie czuję potrzeby świętowania ich z roku na rok. Do tego jestem teraz coraz starsza i nie bawi mnie już jakoś ta cała impreza z okazji urodzin. Dzień jak dzień.
- To nie jest zwykły dzień, powinno się go świętować.
- A ty kiedy masz urodziny? - Spytałam.
- Pierwszego marca - Westchnął. - Skończę dwadzieścia lat, Boże - Podrapał się po karku.
- Martwi cię to?
- Po prostu jestem już taki stary - Zaśmiałam się na jego dobór słów.
- Dwadzieścia lat i stary? Justin, co ty mówisz za głupoty. To najlepszy wiek.
- Może dla ciebie, to już nie to samo, gdy masz piętnaście lat. Teraz muszę się martwić sam o siebie, z resztą jak przez całe życie, ale muszę też w sumie zacząć rozglądać się za jakąś pracą.
- Mogę się o coś zapytać? - Przygryzłam wargę, kiedy skinął głową. - Jak nie chcesz odpowiadać to nie, ale skąd ty masz pieniądze? Mam na myśli to, że nie pracujesz, a wiecznie cię na wszystko stać. Te zakupy kiedyś dla mnie, wizyta u fryzjera i teraz te prezenty...
- Nie martw się - Puścił mi oczko. - Na pewno są to szczerze zarobione pieniądze, jeśli można to tak w ogóle nazwać.
- Co masz na myśli? - Spytałam, nie wiedząc o czym mówi.
- Moja babcia miała jeszcze jeden dom w innym miasteczku tu w Kanadzie i przepisała go na mnie. Po jej śmierci stwierdziłem, że nie ma sensu go mieć, więc zwyczajnie go sprzedałem. Dom był dość duży i nieźle wyposażony, więc zebrałem za niego niezłą sumkę.
Widziałam błysk w jego oku, kiedy mówił na temat tego, ile udało mu się zarobić na sprzedaży. W duchu ucieszyłam się, bo z początku obawiałam się tego, że pieniądze są zarabiane w sposób nielegalny.
- To dobrze - uśmiechnęłam się, zmieniając pozycję i siadając na niego okrakiem.
Justin wydawał się zaskoczony moich posunięciem, ale po chwili uśmiechnął się i przytulił moje ciało do swojego.
- Zastanawiałeś się kiedyś jakby to było gdybyśmy poznali się w inny sposób? - Spytałam, na co posłał mi pytające spojrzenie.
- Inny czyli jaki?
- No gdybyśmy poznali się jakoś inaczej. Na mieście, w sklepie, w klubie... ale nie w taki sposób w jaki się serio poznaliśmy.
- Nie, a czemu pytasz? - Moje pytanie zdziwiło go.
- Bo ja czasami sobie myślę jakby to było, gdybym mogła iść z tobą za rękę ulicami mojego miasta jak normalna para.
- Serio? - Zachichotał.
- A ty byś tak nie chciał? Móc pokazać się bez jakiegokolwiek stresu? Chciałabym pochwalić się tobą moim znajomym, moja mama też by cię polubiła.
- Ale mój ala twój tata nie popierałby tego związku, dobrze o tym wiesz.
- Domyślam się, ale wtedy moglibyśmy nie wiem, ukrywać nas związek? To by nadało mu odrobinę szaleństwa, nie uważasz?
- Alex, dobrze się czujesz? - Wyśmiał mnie, powodując u mnie rumieńce.
- Och przepraszam, że staram się myśleć romantycznie o naszym związku - Udałam obrażoną.
- Związku? - Uniósł pytająco brew, na co zadrżałam. - O jakim związku ty mówisz?
- No o naszym? - Odpowiedziałam nieśmiało. - Powiedziałeś, że mnie kochasz, więc chyba jesteśmy w związku... czy nie jesteśmy?
- To, że cię kocham, nie oznacza, że będziemy razem.
Zeszłam z jego kolan. Słowa, które wypowiedział zadziałały na mnie jak kubeł zimnej woli.
- R-rozumiem - Wyjąkałam, czując jak mój język zaczyna się plątać. - Po prostu źle to wszystko odebrałam, przepraszam.
Justin popatrzył na mnie jak na głupią, po czym wybuchł donośnym śmiechem. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc co mam myśleć o całej sytuacji, które miała miejsce przed chwilą.
- Co cię tak śmieszy? - Warknęłam, krzyżując ramiona.
- Ty - Wytarł łzę z pod oka i ruszył w moim kierunku. - T-twoja mina... - Chichotał w dalszym ciągu. - Ty we wszystko wierzysz, poważnie.
- Teraz to już nic nie rozumiem - Pokręciłam głową, na co on ponownie zaśmiał się.
- Kocham cię, ile razy mam ci to powtarzać? Jak się kogoś kocha, to jest się z tym kimś w związku i troszczy się o niego bardziej, niż o siebie samego. Ty jesteś takim kimś dla mnie, jestem moim małym oczkiem w głowie.
***
Jedyną rzeczą, która najbardziej stresuje mnie podczas Wigilii jest dzielenie się opłatkiem i składanie życzeń drugiej osobie. Nigdy nie wiem czego mam jej życzyć, a życzenia nieszczere, nie są życzeniami. Dlatego w duchu dziękuję, że w domu Justina nie ma takiej tradycji jaka jest u mnie i mogliśmy zacząć świętowanie bez tego problemu. Oczywiście nie obyło się bez jakichkolwiek ciepłych słów, ale powiedzieliśmy to ogólnie, nie musząc zmuszać się do składania indywidualnych życzeń. Siedzimy obecnie przy stole, który pokryty jest najróżniejszymi daniami. Okazało się, że nagły wypad Fredo do miasto był powiązany z jedzeniem, którego chłopacy, ani ja nie bylibyśmy w stanie przygotować na wszystkie trzy dni świąt. Dlatego też przyjaciel Justina zamówił wybrane wigilijne dania i musiał zwyczajnie po nie jechać. Wątpię, aby to był jedyny powód jego nagłego zerwania się, ale wolę nie wnikać, bo szczerze mówiąc nie jest to moja sprawa. Atmosfera między naszą trójką jest przyjemna, żartujemy, opowiadamy sobie zabawne historie, a Justin przez cały wieczór obejmuje mnie ręką w pasie, chociaż czasami nalegam, aby użył drugiej ręki do jedzenia. On jest mówi mi, że jest mu wygodnie, a nawet gdyby tak nie było woli mieć pewność, że jestem obok niego. To naprawdę miłe z jego strony, że od ranka zmienił się o sto osiemdziesiąt procent i jest teraz najwspanialszym chłopakiem na całym świecie. Mimo wszystko nadal mam dziwne uczucie gdzieś daleko w sobie, gdy myślę o tym wszystkim, co zrobił mi dawniej. Staram się jak najszybciej pozbyć tych wspomnień i cieszyć tą miłą chwilą, która teraz trwa. Kiedy skończyliśmy już nasze jedzenie, po którym każdy z nas nie ma siły na jakikolwiek ruch, postanawiamy chwilę polenić się przed telewizorem, gdzie leci film mojego dzieciństwa, a mianowicie Kevin Sam w Domu. Oglądałam ten film miliony razy, chłopacy z resztą też, a i tak śmiejemy się w tych samych momentach. Gdy kanał przestaje emitować komedię, postanawiamy odpakować prezenty. Nie jest ich wiele, zaledwie pięć.
- Gotowa, by dostać swój prezent? - Spytał Justin, po czym wstał z kanapy i ukucnął pod świątecznym drzewkiem.
- Nie zasłużyłam - Wypięłam język w jego stronę, na co on pokręcił głową, biorąc moje zachowanie za dziecinne.
- Skoro tak uważasz, to zaczniemy od tego debila - Zaśmiał się, po czym rzucił małą, szczelnie opakowaną kwadratową paczuszkę. Fredo uśmiechnął się na swój podarunek, po czym odłożył go obok, czekając, aż każde z nas będzie miało swój.
- Nie ma tu zbyt wielu osób, więc chcąc nie chcąc, jesteś następna - Tym razem to Justin wypiął język w moją stronę, ale ja osobiście daruję sobie przewrócenie oczami. - Uprzedzam, ten nie jest ode mnie.
Odkręciłam swoją głowę w kierunku przyjaciela Justina, który tylko zaśmiał się i uniósł ręce w geście obronnym. Pokręciłam swoją głową, czując coraz większe zażenowanie, że ja nie mam dla nich żadnego prezentu.
- Te dwa są ode mnie, ale nie mogę ich rzucić - Powiedział, po czym położył obok mnie dwa pudełka, w tym jedno od Fredo. - No cóż, a ten wydaje się być mój.
Justin zajął miejsce pomiędzy naszą trójką, po czym każde z nas zaczęło wypakowywać swoje prezenty. Pierwszym z nas, któremu udało się to zrobić był Fredo. Jak się okazuje, Justin kupił mu komplet wszystkich płyt jego ulubionego wokalisty. Chłopacy przytulili się lekko, na co uśmiechnęłam się w ich stronę, widząc to, jak są ze mną blisko. Nie mogąc dłużej czekać, postanowiłam odpakowywać swoje niespodzianki.
- Zacznij od tego - Nakazał Justin, gdy zaczynałam odwijać prezent od jego przyjaciela.
Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc co to za różnica, ale zrobiłam to, o co mnie poprosił. Pudełko było małe i lekko. Nie mam pojęcia co chłopak mógł mi kupić, a z każdą sekundą byłam tego bardziej ciekawa. Kiedy w końcu pozbyłam się zbędnego papieru, moim oczom ukazało się drobne pudełko, w którym zazwyczaj znajduje się biżuteria. Spojrzałam na Justina.
- Justin obiecuję ci, że jeśli będzie to coś drogiego... - Zaczęłam, ale przerwał mi.
- Po prostu to otwórz, proszę.
Wypuściłam głośno powietrze, po czym zdjęłam górną przykrywkę. Moim oczom ukazał się naszyjnik z zawieszką w kształcie litery J, która pokryta była drobnymi brylancikami, które pod światłem pobłyskiwały.
- Nie mogę tego przyjąć - Podałam mu prezent, ale odmówił.
- Możesz i to zrobisz, a teraz pozwól, że ci go założę.
Nie chcąc kłócić się na nowo, zebrałam włosy z kucyka na lewą stronę, aby dać mu lepszy dostęp do mojej szyi. Po chwili zdobił ją naszyjnik z literką, na którą zaczyna się imię mojego chłopaka.
- Dziękuję - Mruknęłam, przytulając go i całując w policzek. - Jest przepiękny.
- Teraz drugi - Nakazał, podając mi pudełko.
Ten prezent był znacznie cięższy od poprzedniego i był też większych rozmiarów. Zaczęłam powoli odrywać papier, aż w końcu w moich rękach znajdował się prostokątny karton, wewnątrz którego znajdował się najnowszy model telefonu. Przykryłam wolną dłonią swoje usta, czując zdziwienie, że Justin wydał na mnie tyle pieniędzy.
- J-ja nie wiem co powiedzieć - Zaczęłam się jąkać, a łzy stopniowo napływały do moich oczu. - Justin te prezenty to zbyt wiele. Ja nie kupiłam ci dosłownie nic, nawet głupiego cukierka, a ty wydałeś na mnie kilka tysięcy! To chore!
- Człowiek robi głupie rzeczy, gdy jest zakochany - Przysunął moją głowę w swoim kierunku, aby pocałować moje czoło. - Wesołych Świąt, słoneczko.
- Wesołych Świąt - Uśmiechnęłam się blado, nadal czując zażenowanie z powodu braku prezentów z mojej strony.
- Teraz mój! - Fredo klasnął w dłonie, na co Justin posłał mu pytające spojrzenie.
- Ooookej - Przeciągnęłam "o" i zaczęłam odpakowywać ostatni swój prezent. Jak się okazuje, chłopak kupił mi pasujący pokrowiec do telefonu.
- Dziękuję - Wstałam ze swojego miejsca, aby móc go przytulić. - Jesteście najlepsi na świecie.
- Justin jest najlepszy, ja kupiłem ci tylko głupi pokrowiec - Wzruszył ramionami.
- Liczy się pamięć, pamiętaj - Uśmiechnęłam się i wróciłam na swoje miejsce. - A ty czemu nie odpieczętujesz swojego? - Spytałam Justina.
Chwycił kopertę, która leżała po jego prawej stronie i szybkim ruchem otworzył ją.
- Jezu stary, kocham cię - Wyszczerzył się Justin do Fredo, kiedy jego oczom ukazały się dwa bilety na mecz Lakersów na nowy rok.
- Kupiłem dwa, bo wiedziałem, że będziesz chciał tam zabrać Alex.
- Oczywiście, że chcę, ale będzie z tym problem. Tam zazwyczaj jest dużo fotografów, a wiemy jaka jest nasza sytuacja.
- Coś się wymyśli - Pocieszył go Fredo, po czym udał się do kuchni.
- Zgłodniałeś? - Zaśmiałam się, a on jedynie wystawił mi język.
- Zadowolona z prezentów? - Odezwał się Justin, kiedy zostaliśmy sami.
- Nie zadawaj głupich pytań. Justin, to wszystko jest cudowne, ale nie musiałeś wydawać na mnie aż tyle pieniędzy. Ten naszyjnik na pewno nie był tani, telefon z resztą też. Mogłeś kupić mi głupi lakier do paznokci, albo coś w tym stylu.
- Ne rozśmieszaj mnie - Pokręcił głową. - Chcę żebyś miała coś, co będzie ci zawsze o mnie przypominać - Wziął mój nowy naszyjnik w palce i obrócił literkę. - J jako Justin.
- Jako Justin - Powtórzyłam, składając słodki pocałunek na jego ustach.
***
*Natasha Bedingfield - Pocketful Of Sunshine
Po dłuższej przerwie (ale nie tak długiej jak poprzednio) dodaję nowy, już dwudziesty czwarty rozdział. Chcę wam także podziękować za ponad 71 tysięcy wyświetleń bloga, ponad 720 komentarzy i 40 obserwujących. You Are Awesome.
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba i skomentuje go więcej osób
niż poprzednio. Po drugie spamujecie mi ciągle na asku o to,
kiedy nowy rozdział itp, więc założyłam oddzielne do tego typu spraw konto.
Od teraz o rozdziały i wszystko inne możecie pytać pod TYM linkiem.
PS. Jeśli zmieniacie user na twitterze, to poinformujcie mnie o tym, bo nie będę sama do tego dochodzić.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
***
ZAPRASZAM NA MOJE NOWE TŁUMACZENIE
Kochammmmmmm
OdpowiedzUsuńIDEALNE! tak bardzo to kocham
OdpowiedzUsuń@PALVMCCANN
Fajnie, że mieli taką fajną wigilię ;) kocham ♥
OdpowiedzUsuńOoo :* cudowny czekam nn !
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam juz kolejny raz :) taaakie cudowne ♥♥♥ chyba nigdy mi się nie znudzi
OdpowiedzUsuńCUDO C-U-D-O
OdpowiedzUsuńTaki słodki ❤️ Świetny ❤️ Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńAww takie słodziutkie! Justin potrafi być strasznie słodki! Kocham i do następnego ♥
OdpowiedzUsuńkocham!
OdpowiedzUsuńJeejku cudowny❤ Justin w tym rozdziale jest słodki, aww. Mam nadzieję, że następny rozdział już,niedługo:(<3
OdpowiedzUsuńC U D O ♥
OdpowiedzUsuńLooofciam ♡♡♡
OdpowiedzUsuńJezu jaki cudowny rozdział, uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńOMG KOCHAM. ROZDZIAŁ SŁODZIASZNY .CZEKAM NA NASTĘPNY
OdpowiedzUsuńSEE YA
OMG KOCHAM. ROZDZIAŁ SŁODZIASZNY .CZEKAM NA NASTĘPNY
OdpowiedzUsuńSEE YA
uwielbiam!!
OdpowiedzUsuńNiesamowity <3
OdpowiedzUsuńaww czekam na następny
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam praktycznie od razu po dodaniu, ale z telefonu dodałam komentarz i nie pojawiła się informacja o dodaniu ani nic takiego więc wnioskuję, że coś źle poszło :/
OdpowiedzUsuńNo nic, tak czy siak jest taaak słodko! Obawiam się, że niedługo to się może skończyć i zacznie się jakaś drama :( Do następnego!
@asielolo
Świetne 😍
OdpowiedzUsuńcudowny, wspaniały, piękny, słodki, uroczy ehh mogłabym jeszcze dużo wymieniać ale poprostu powiem ze jest niesamowity i kocham cie bardzo mocniutko za to ze dodajesz te rozdziały, nie ważne kiedy, ważne ze dodajesz i ci sie nie znudziliśmy
OdpowiedzUsuńMi tez wydaje sie ze będzie za jakiś czas drama, no co mogę ci jeszcze kochaniutka Bery powiedzieć? Chyba to wszystko:( zycze ci jakieś weny i jeszcze raz kocham cie mocniuuutko kochanie 💗
Dużo tego kochania dałam, sorki nie jestem dobra z polskiego tak jak ty:) ups
OdpowiedzUsuńRozdział rewelacyjny! Telefon?! Ciekawe czy będzie mogła zadzwonić do mamy, przyjaciół...
OdpowiedzUsuńAle oni sa kochani :) ale cos czuje ze dlugo sie taka atmosfera nie utrzyma :( czekam na next!
OdpowiedzUsuńZajebisty jak zawsze ;) Czekam na next!
OdpowiedzUsuńŚwietny ♥
OdpowiedzUsuńjejku *.*
OdpowiedzUsuń54 year old Analyst Programmer Modestia Jesteco, hailing from Angus enjoys watching movies like "Resident, The" and Roller skating. Took a trip to Historic Area of Willemstad and drives a Mercedes-Benz 540K Spezial Coupe. Szczegoly
OdpowiedzUsuń